Od rana słychać było głośne dudnienie niosące się po korytarzach i komnatach. W godzinach popołudniowych obiad Demona i Sebastiana został podany przez służbę na srebrnych, misternie zdobionych tacach. Delikatna kaczka, schab ze śliwką, papryczki faszerowane ryżem i wysokiej jakości mięsem mielonym z sosem koperkowo-grzybowym, pięć rodzajów pizz, spaghetti, sałatki, sałatunie, czego dusza zapragnie, do tego najwyższej jakości koniak, wino, nie obyło się i bez piwa ważonego w Piekielnych Piwnicach.
-Chaaan, dlaczego tak dudni po korytarzach? -zapytał całkiem spokojnie Sebastian
-Nie wiem, strzelam że to ma coś wspólnego z nadchodzącą walką.
-Jaką walką!?
-No chyba nie myślałeś że będziemy się ciągle opierniczać?
-Ale co masz na myśli mówiąc nadchodzącą wal...
Słowo Sebastiana przepadło w huku niosącym się od Bramy, aż po stropy wysokiego sufitu kończąc w uszach posilających się Demonów.
-No kur*a!-powiedział rozwścieczony Chan- wylali mi wino z kielicha. Cholera.
-Martwisz się winem podczas gdy ktoś dobija się do Bramy? -odparł zmieszany Sebastian.
-A czym innym mam się martwić, jestem u siebie, nie?
-Chodźmy, zobaczymy kogo tym razem niesie do nas.
Jak powiedział, tak zrobili, w drodze do Bramy jeszcze kilkukrotnie po korytarzu poniósł się huk. Płomienie świec za każdym uderzeniem fali dźwiękowej odchylały się w stronę odwrotną do źródła dźwięku, mimo tego Chan i Sebastian niestrudzenie szli w kierunku przyczyny przerwania posiłku. Otworzyli Bramę.
-CO TU SIE DO JASNEJ CHOO....lee...ry??-przerwał w połowie zdania Sebastian spoglądając na armię Kayle.
-Ile mięsa armatniego, jak słodziutko.-odparł Chan unosząc dłoń by przysłonić sobie usta, aby zakryć niekulturalny ziew, a następnie pstryknąć palcami, by przywołać szkielety i dusze zmarłych, które dziesiątkami a nawet setkami zaczęły wybiegać z wnętrza Bramy, i wykopywać się na powierzchnie z ziemi.
-Znów się widzimy, Chan- wycedziła Kayle przez zęby.
-Niestety Cię widzę. Za dużo gładzi szpachlowej położyłaś na twarz, chcesz, przyniosę dłuto, może coś z tego da się jeszcze zrobić-wredny uśmieszek z towarzyszącym cichym parsknięciem
-Osz Ty!!!
Świst strzał już lecących w stronę Demonów i ich podwładnych. Lecz wystarczył jeden ruch dłonią, by zmienić tor lotu w przeciwny, ruch dłoni, przypominający odganianie natrętnej muchy.
-Nice Try, Kayle.
-Ty siedź cicho Sebciu, bo możesz mocno się poturbować w tej walce.
-Nie byłbym tego taki pewien, Aniołku.
-No to co, Panowie? Zabawimy się?
-Uważaj żeby Ci się nie rozmazał makijaż, bo do łazienki Cie nie wpuścimy-zażartował Sebastian podczas zakładania rękawiczek.
-Jasne,zabawmy się, ale dziś, to ja wybieram grę. -po tych słowach oko Chana przybrało swój naturalny kolor i znak pięcioramiennej gwiazdy- zagrajmy w karty- zwinnym ruchem dłoni wyciągnął kilka talii kart, ułożył przed sobą i zaczął bawić się asem- a może przed walką, powróżę Ci z kart? Hmm.. widzę tutaj... ŚMIERĆ! -wraz z wypowiedzeniem tych słów, piękne czarno-czerwone pozostałości po Liczu poleciały ze świstem w kierunku wojska Kayle, neutralizując pierwsze rzędy.
-Pięknie pięknie, ale nie było startu, jak tam chcesz.
Miecz Anielicy wskazał Sebastiana jako główny cel, w ciągu ułamku sekundy w jego stronę leciały setki poświęconych strzał, blask światła i miecz Kayle na przedzie pierwszej serii, Sebastian zwinnie uniknął strzał, blasku, jednak miecz który wracał do właścicielki przebił mu plecy na wylot, pozostawiając sporą dziurę w klatce piersiowej.
-SEBASTIAN! IDIOTO! Wracaj do komnat i to już!- wycedził Władca przez zęby.
-N..nnii...ee...nie... bę..będę... wa..wa..lczył do.. do.. końca.
-Dla Ciebie to już jest koniec walki. Wracaj.
-To dla Ciebie to zrobiłem. To dla Ciebie się zraniłem, To dla Ciebie się zabiję.
-Nie gadaj głupot, tylko wracaj do komnat i masz mi wyzdrowieć, albo będziesz miał ze mną do czynienia.
Sebastian zniknął w Bramie, która z grobowym tąpnięciem zatrzasnęła się za nim.
-No to jesteśmy sami, babsztylu. Czego tu chcesz.
-Oddaj mi Piekło, oddaj mi swoją wolę, oddaj mi ludność Voidsariańską, i wreszcie oddaj mi swoją willę czy co to ma być, a nie zrobię Ci krzywdy.-powiedziała zachłannie Anielica
-Nie dla Ciebie smak mojej krwi!
Nie dla Ciebie reszta mych dni!
Nie dla Ciebie dom, w którym śpię!
I nie dla mnie to co oferujesz mi! -rozwścieczony Chan w pełnej formie, z rozpiętymi skrzydłami z krzykiem wskazał cel ataku. Wojska Demona ruszyły bez mrugnięcia okiem na wroga, ten nie czekając na rozkaz swej Bogini również ruszył w kierunku nieprzyjaciela. Zderzenie. Krew. Śmierć. Trupy. Chan wzbił się ponad kurz walki, by dostrzec największego wroga swego, i zadać szybki cios, zauważył Anielice patrzącą z umiłowaniem na latające flaki w powietrzu, korzystając z okazji, teleportował się za nią, nim zanim zdołał uderzyć, został odrzucony i sparaliżowany świetlistą tarczą.
-Hu hu, widzę że się nauczyłaś nareszcie bronić, sukces-wypowiedział prześmiewczo słowa Demon-zobaczymy jak sobie poradzisz z tym.
Otoczyły ich dusze pod władzą Demona, przyjmując jego wygląd, zachowanie.
-I jak Ci się to podoba?- wycedziły przez zęby wszystkie podobizny Chana.
-Banalne.
Uniesiony miecz w górę spowodował uderzenie potężnego promienia światłości, dezintegrując wszystkie dusze, pozostawiając osłabionego i rozkrwawionego Demona.
-I jak Ci się podoba być na dole? Hahaah!
-Wiesz, jednak wolę dominować! -błyskawiczna teleportacja za Anielice, i wbicie dłoni między skrzydła by odebrać część jej sił do własnych celów regeneracyjnych- jak już wspominałem, wole dominować.
-UGH! Szkoda tylko że nauczyłam się wraz z krwią transportować świętą moc. No dalej rozprowadzaj ją po ciele wraz ze swą plugawą krwią, no szybko!
-ŻE CO!? AUGGHH!! -skóra zaczęła dymić, świętość którą pochłonął Demon była wystarczająco duża, aby uszkodzić jego narządy wewnętrzne.
-No, co? Zdychasz już czy Ci jeszcze pomóc?
-No..chh..yba C..Cie cy..cyki swędzą- odpowiedział na przekór Demon
-Stanowczy aż do końca. Szkoda że Twój koniec jest już teraz.-kończąc tą wypowiedź wyrzuciła miecz w powietrze, który spadając pochłaniał kolejne słoneczne promienie, aby następne przebić ciało Demona w miejscu gdzie u ludzi znajduje się mostek, i wbić do ziemi. Po krótkiej chwili miejsce przebicia trysło czarną krwią, a wraz z nią pojawiły się pierwsze płomienie oznaczające rychłą śmierć Demona.
-Do szybkiego zobaczenia. HAhahahaahaha.....
Władca Podziemi stanął w płomieniach, poczynając od zółtych, kończąc na szkarłatno-brązowych, temperatura palenia była tak wysoka że miecz nadal tkwiący w zwłokach zaczął się topić.
-No, to tyle. Teraz to ja jestem Władcą Całej tej żałosnej i plugawej posiadłości. Na Ciało zabitego przez Moją Osobę Demona, Bramo, ukaż mi to co skrywasz!
Na te słowa, Brama drgnęła, jednak nie przez rozkaz Kayle, lecz przez sługów Demona.
-Zejdźcie mi z oczu plugawe stwory, zanim zmienię zdanie.
Po szybkim ukłonie, malutkie stworzenia, niegdyś słudzy Władcy, odeszli w ciemność. Anielica nadal ze zmutowaną substancją między skrzydłami kroczyła przez korytarz oświetlony świecami, które gasły jedna po drugiej, wraz z pokonywaniem kolejnych metrów. Nareszcie dotarła do Sali Tronowej, w której nadal leżały dania z obiadu, których nie wstydził by się żaden szanujący się kucharz. Kayle nie zważając na nic, podeszła do Tronu, dotknęła delikatnego wykończenia oparcia, opuszkami palców musnęła po siedzisku, i usiadła. Masa z jej pleców spłynęła po oparciu tronu, aż do Jego podstawy, i strużką popłynęła po korytarzu, Anielica zainteresowana dziwnym zjawiskiem podążyła za masą, która spływała niżej i niżej, aż do potężnej komnaty wypełnionej kośćmi straceńców, jeden nieuważny ruch i.. wpadasz do komnaty, Nie oszukujmy się, po takim zwycięstwie nikt by nie był uważny. Bogini wpadła więc do komnaty.
-No jasna cholera, muszę tu kupić psa.. choć na tyle kości to i wszystkie schroniska to będzie mało...
Głośny i przerażający pisk, nieporównywalny do niczego, chyba że do milionów paznokci zdzierających się o szkolne tablice, następnie huk, i ogień z nozdrzy Draco rozjaśnił komnatę, przez nieuwagę Anielica trafiła do siedziska Demonicznego Smoka bezbronna, bez miecza, bez mocy, bez wojsk.
-Ooo.. jasna cholera.-gdzieś tu musi być wyjście, pomyślała- JEST!, No to lecim do wyjścia, nara smoczku. Z Tobą policzę się później.
-No chyba żartujesz.-Odparł Smok ludzkim, znajomym głosem. W jego oczodole znajdowała się substancja którą pozostawił Demon na plecach Bogni, ta sama substancja, która ją zaprowadziła do zguby, teraz ułożona w pentagram.-potężny ogień Piekielny wyrzucony z paszczy Draco spalił doszczętnie jej skrzydła, pozostawiając jeszcze płomienie na jej zbroi.
-Co to ma być!?
-Jak powiedziałem, do rychłego zobaczenia, to i jestem. A teraz pożegnaj się z życiem.-przemawiał Chan przez Dracona
-No chyba nie, tą walkę wygrałeś, ale wojnę wygram ja!
-Zatkaj się już, nikomu nie imponujesz.
Po tych słowach Draco wraz z pomocą duszy Demona napełnił kościstą paszczę Kulą Płonącej Czernej Materii, którą wyrzucił z wielkim hukiem, który niosąc się po korytarzu, zrzucił obrazy, rozbił okiennice oraz wyważył część drzwi do komnat, a trafiając cel, naznaczył go pentagramem na lewym policzku, tylko po to, by następnie całkowicie zdezintegrować swój cel w wiązkę światła.
-Perfekcyjna robota Draco, teraz lecimy na pole walki.- jak powiedział, tak zrobili. Draco wylądował na ciałach paru poległych, aby wydobyć z ich ciał dźwięk łamanych kości, otworzył paszczę, do której zaczęły spływać pierw krople, później strużki, a na końcu potoki krwi z pola walki, substancja tworząca gwiazdę spłynęła z oka po paszczy, kłach, aż znalazła się w kuli krwi, która po wchłonięciu materii, implodowała tworząc Demona, tworząc Chana, co prawda osłabionego i lekko krwawiącego, ale żywego i ironicznie usmiechniętego.
~Nice Try, Kayle. Następnym razem, weź więcej krwawiących przydupasów. Na pewno mi to zaszkodzi.
Po tych słowach Demon wrócił na Tron, i oglądał krzątającą się służbę ochoczo naprawiającą szkody, i pomagającą Sebastianowi dojść do zdrowia.