sobota, 21 czerwca 2014

Nieznajomy gość przy Bramie.

Nadszedł dzień, gdy Chan miał odrobinę wolnego, po korytarzach niosła się głucha cisza, nawet służba, miała inne pilne sprawy do załatwienia. Świece paliły się swoim tempem, obrazy rozmawiały między sobą, a promienie słońca wpadały do korytarzy przez okiennice. Demon przechadzając się po swej posiadłości, spostrzegł nieznajomego człowieka w czarnym płaszczu sięgającym do ziemi pod Bramą, jako że żar lał się z nieba, Chan uznał za stosowne zaproszenie gościa do środka na popołudniową kawę i ciasto. Przybysz -w podziękowaniu za miłe ugoszczenie- jako iż nie miał funduszy uznał że nauczy Demona paru sztuczek z użyciem kart. Nic nie podejrzewający Władca, zgodził się na ciekawą propozycję, niestety, nie był to jeden z lepszych jego pomysłów, ledwo po wyciągnięciu talii, Chan poczuł dziwne uczucie, ponieważ karty, jakie wyciągnął gość, zdawały się jakieś inne, niecodzienne. Postaci na nich wyrysowane, z najwyższą doskonałością poruszyły się. Demon uznał, że to może wina przegrzania organizmu, więc nie robił sobie z tego za wiele.

-Pozwolisz że zaczniemy? -zapytał gość
-Ymmm, jasne, zaczynajmy.

Gdy przybysz rozłożył karty, nagle w pokoju zrobiło się ciemno, jakby jakaś czarna masa, substancja pochłonęła całe światło, gość zrzucił ubranie wierzchnie, był idealne zbudowany, klata umięśniona, włosy uniesione w górę przez podmuch kart, czarno-czerwona grzywa zaczęła gwałtownie płonąć szkarłatnym ogniem, spodnie miał ze smoczej skóry, bardzo drogie, przynajmniej na takie wyglądały, stóp, a raczej butów nie było widać, co wskazywało na to, iż był to Licz.


Z początku Chan miał nadzieję, że to jest część sztuczki, jednak szybko zrozumiał, że tak nie jest. Płonące karty leciały w stronę Demona, przeszywając całe ciało na wylot, w wyniku czego, z ran zaczęła sączyć się czarna krew, co gorsza,Władca nie mógł się uleczyć, otaczająca pomieszczenie substancja, blokowała umiejętności samoregeneracyjne. Resztką sił zdołał otworzyć Skrzydła Dusz, które pazurami potępionych rozdarły kleistą maź zalegającą na ścianach, umożliwiając wzięcie świeżego powietrza w podziurawione płuca, świst wciąganego powietrza przerwał świst kart, przedzierających się przez szyję, odcinając głowę od tułowia.




Demon upadł na kolana, głowa spadła z karku, turlając się parę metrów dalej, skrzydła zasłoniły ciało, które rozpłynęło się w szkarłatno-czarną plamę krwi. Słońce krwawiło. stało się czerwoną plamą na niebie, tylko po to, by za chwilę stać się kompletne czarne.W egipskich ciemnościach, dusze poległych z zamku uformowały kształt ciała. Ciała Demona.

Zdezorientowany Licz zaczął ciskać różnokolorowymi kartami w sylwetkę Władcy Podziemia, na nic mu to się zdało. Wszystko wbijało się w dusze, napawając je wściekłością, każda kolejna karta która lądowała w zarysie,przyciągała następne i następne krople czarnej krwi z ziemi. Po paru taliach, zamiast ciała, były dusze, jednak cała krew z podłogi była na swoim miejscu, słońce znów świeciło jasnymi promieniami, zaś po poćwiartowanym Demonie, nie było śladu. Licz, tym razem już mocno zdezorientowany zaistniałą sytuacją, otoczył się kartami, będąc niewrażliwy na ataki ze strony Dusz Demona. Zapomniał jednak, o jednym dość ważnym sojuszniku Władcy- Sebastianie.

Lokaj z potężną siłą cisnął ostrzami w stronę nieprzyjaciela łamiąc tarczę Licza. Karty, rozsypały się w proch- dosłownie. Szydercza mina Demona, odbiła się w oczach nieproszonego gościa, jako strach przez przyszłością. Demon, a raczej Jego duszo-krew, pojawiła się za zaklinaczem, przebijając dłonią jego ciało, płuca, żebra niczym halabarda przebija płócienną tunikę. Licz otworzył szeroko oczy w bólu, wykrzywił usta, przez korytarze poniósł się dźwięk łamanych kości. Chan, uradowany bólem napastnika, wyciągnął dłoń, już ze swoją skórą, na miejscu, która zaczęła się rozrastać, niczym korzenie drzewa pierw po ręce, następnie po całym ciele, regenerując ubytki, przeciwnik zaś, upadł na kolana, przeklinając Demona, i jego Piekielnie dobre sztuczki. Gdy Demon myślał, że to już koniec, Licz wyciągnął Asa z rękawa, i ostatkami sił rzucił nim w stronę Chana. Karta odbiła się ona od znaku na plecach Władcy, który ugodzony, zaczął płonąć ogniem piekielnym.


Dusza oprawcy, wylądowała przez Chanem, pośrodku utworzonej przez Niego pięcioramiennej gwieździe, zaś karta, cóż, karta, służy mu po dziś dzień.

1 komentarz: