wtorek, 4 listopada 2014

Halloween...

-Trzy kawy poproszę! -rzucił Tiger do krzątającej się wokoło stolików kelnerki. 
-I ciastko! -dodała do zamówienia dziewczyna 
-Doma, nie szalej, bo gruba będziesz -parsknął mundurowy. 
-Dla Ciebie, już za późno -skomentował Chan 
-Ha-Ha-Ha bardzo śmieszne. 
-Doma jest rozbawiona, więc owszem, wyszło mi. -dopowiedział Demon. 
-Co dziś robimy? 

Szczęk szkła przerwał rozmowę, kawa i ciastko zostało podane. 
-No hmm..-zamyślił się Władca- może przejdziemy się gdzieś, jest Halloween, przebierzemy się, to może i na cmentarz zawitamy... 
-Na cmentarz!? -wykrzyczeli jednocześnie- Pogięło Cię do końca!? 
-No a co w tym złego? Nie mam zamiaru tam nic niszczyć, więc o co chodzi? 
-Daruj sobie te podchody, po co chcesz nas tam zaciągnąć? -zapytał podejrzliwie Tiger. 
-A co można robić na cmentarzu? Pomodlimy się.. czy coś.. albo może... 
-Jak dla mnie spoko -przerwała Doma w połowie zdania. 
-No, to jesteśmy ugadani. Widzimy się o 17 na wieżowcach. -podsumował Demon dopijając kawę, i zebrawszy swoje rzeczy ze stolika, wyszedł z kawiarni zarzucając płaszczem.


-Chan! Tu jesteśmy! -wykrzyczał Tiger w kierunku zbliżającego się Demona
-Tak, widzę, dla mnie ciemność nie ma tajemnic. Doma, wyjdź zza tego nagrobka, bo jeszcze kogoś tam spotkasz, i będzie wrzask...
-Nie spotkam nikogo, nie ma takiej opcji w przyszłości.
-A co jeśli Ci powiem, że jestem jak liczba Pi?
-Co masz na myśli?
-Nieobliczalny.
-Kolejny bombowy kawał. -skomentował konwersację Tiger
-To co robimy, panowie?
-Ja? Ja czekam do północy.
-Do północy? Dlaczego do północy.. Chaan.. co Ty kombinujesz?
-Nic Tygrysku, nic.
-Może coś zjemy?
-Gdzie Ty chcesz znaleźć otwartą żarłodajnie o tej porze? -zanegował pomysł mundurowy
-Doma, całkiem spoko pomysł, lecimy do mnie? -zapytał Władca
-A daleko to?
-Do piekła? Co prawda "Piechotą tam nie chodzę, bo jest mi nie po drodze" ale można wpaść portalem, to jak? -zapytał retorycznie otwierając portal na ścianie krypty. Weszli.

-Ło cholera! To TO jest Twój dom?
-Tak, to jest mój dom, jak Ci się podoba Dominiko? -na te słowa pojawiła się struga światła która uderzyła w pierś Demonowi, odrzucając go na pare metrów i wbijając w mur.
-AUGH! Za co to było?
-Mówiłam! -kolejne uderzenie światłem -NIGDY -zagięcie czasu wokoło Demona- NIE MÓW- spowolnienie ruchów Władcy- DO MNIE- kolejna wiązka- DOMINIKA! -implozja wciągająca cegły do środka, obijając Chan'a- NIGDY!!!
-Doma! WYLUZUJ DO CHOLERY! -wykrzyczał Tiger chwytając dziewczynę i podnosząc ją, by straciła kontrolę nad czasem wokół gospodarza miejscówki w której się znajdowali. Chmura dymu i odłamków opadła, w zagłębieniu można było dostrzec czarne pióra, ich właściciel wyszedł z dziury bez większego szwanku, tylko pare zadrapań i ran było widocznych na jego twarzy.
-Ostra z Ciebie zawodniczka, Dominiko...
-AGHHHHH!!!
Ciemność, teleportacja grupowa dokonana przez Tigera powiodła się, wszyscy znajdowali się tuż obok krypty, na tym samym cmentarzu, dochodziła północ.

-Słyszeliście coś? -zapytał mundurowy
-No, jasne że tak, zaczyna się Noc Żywych Trupów
-Już widzę te latające flaaakiii -sadystycznie uśmiechnięta twarz Domy przerażała obu panów.

Wrzask. Groby zaczęły się otwierać, nagrobki odsuwać, krypty wyważone od środka przez ilość martwych ciał napierających na ściany również zostały wypuszczone na powierzchnię.

-Yyy, ja chyba zapomniałem wyłączyć żelazko w domu... zaraz wrócę.
-Tig... no i go wcięło, ehh. Od kiedy on tak w ogóle umie się teleportować.
-Odkąd pamiętam -podsumowała krótko Doma. -Chan, może im rozkażesz żeby spadali?
-Kto jak kto, ale Ty chyba możesz przewidzieć co powiem? -zapytał Władca podnosząc brew
-Nie, nie mogę czytać myśli Demonów.
-A to nawet lepiej, i odpowiadając, nie. W dzisiejszą noc nie mogę.
-Cholera, to jak ich mamy powstrzymać?
-Wysłać ich z powrotem do gleby, choćby tak. -wypowiedziawszy te słowa, rzucił kartą eliminując kilka zombiaków, które trafione rozsypały się w pył, który z wiatrem zsypywał się do ich trumien.
-Ładnie, a tak też jest okej? - Doma chcąc się popisać, wywołała efekt łańcuchowy, zatrzymując czas, pochwyciła wszystkie chodzące trupy łańcuchami światła, by następnie pociągnąć je, rozcinając zgniłe ciało niczym nóż przecina ciepłe masło.
-Imponujące, muszę przyznać. Tylko.. troche ich tu za dużo!

Umarlaki otoczyły dwójkę przyjaciół, pozostawiając im mało miejsca dla siebie.

-Chan, mam prośbę, zarzuć tarczę wokoło nas.
-I tak się przebiją, ona działa na żywe jednostki i pociski
-No właśnie, włącz.
-No ale po co no skoro mówię Ci że.. -pocisk wystrzelony z daleka, ściął Demonowi kosmyki włosów, przelatując milimetry od twarzy, trafiając grupkę nieprzyjaciół, tworząc z nich osuwające się chodzące pochodnie.
-Chan, prosiłam. A teraz masz, do fryzjera musisz lecieć!
-Ale.. kto!?
-A kto zapodał kit o żelazku?
-No właśnie, kto? -powtórzył Tiger materializując się pomiędzy sojusznikami- a teraz, zatkać uszy! -po tych słowach wyrzucił granaty dymne, tworząc jedną wielką chmurę walki, nim Demon zdążył się spostrzec, chłopak już wymieniał po raz kolejny magazynek, i z iście snajperską precyzją eliminował grupkę po grupce nieprzyjaciół. Gdy znudziły mu już się zwykłe metody rozwiązywania problemów, sięgnął do paska, odpinając granat za granatem, by ciskać nimi w zgniłe twarze trupów.
-Pobaw się tym -zaproponował Demon, rzucając w kierunku Tigera swoją własną kosę, idealnie naostrzoną, z 17cm ostrzem, wzmocnioną rękojeścią i grawerunkiem "Semper Fidelis".
-Dzięki stary, uwielbiam bronie białe!

Nie musiał tego drugi raz powtarzać, zwinność Tygrysa, umiejętność teleportacji, i nabyta od Demona chęć krwi i śmierci, oraz delikatna władza nad czasem od Domy, sprawiała że Tiger poruszał się tak zwinnie, że prochy ponownie pokonannych przeciwników, nie nadążały powracać do trumien, i tak mijał czas, aż do 3 w nocy, gdy całość akcji się zakończyła.



Najbardziej zadowolony, ale i najbardziej zmęczony, był.. chyba nie muszę mówić kto, również zadowolony i uśmiechnięty, był sam Chan, a Doma? Jak zwykle, szczęśliwa, że nam wszystkim nic się nie stało, i tak nasza trójka, poszła do domu Tigera, by zrobić pizzę, napić się czegoś, i nareszcie- udać się na własny spoczynek. Jedno jednak było pewne. Nie była to droga do wiecznego spoczynku. Nie. Jeszcze, nie.



W tym miejscu, chciałbym podziękować tym, którzy pomimo braku mojego talentu do pisania, wspierają mnie w tym przedsięwzięciu, oraz szczególnie głównym bohaterom tego wpisu. Wiedzcie, że między innymi dzięki Wam, szare życie, nabiera kolorów. Dzięki :).

2 komentarze: